poniedziałek, 9 września 2013

Bania - sposób na rodzinkę

Być może miniony weekend był ostatnim tak ciepłym weekendem przed nadejściem jesieni? Kto to wie. Na pewno nie było warto siedzieć w domu. Tym bardziej, że żyjemy w kraju najeżonym wspaniałymi świadectwami historii czy natury. Toteż potencjalnych celów weekendowej wyprawy nie brakuje. Zapaliłem się zatem ja wraz z Żoną moją na doświadczenie, poznanie, przebadanie kolejnych atrakcji z naszej długiej listy miejsc do odwiedzenia. Niestety w tym miejscu pojawił się zdecydowany i konsekwentny sprzeciw naszej Córki. A w przypadku potomkini Pasażera, wierzcie mi, zdecydowanie i konsekwencja nabierają właściwego tym cechom blasku. Bo o dwuletnim dziecku trzeba wiedzieć jedno - w nosie ma dobrodziejstwa natury i historii, nie lubi zbyt długo siedzieć w samochodzie, nie interesuje jej idea poznania i samorealizacji. Generalnie dziecko takie żyje w totalnie innym świecie, w którym bogata epoka Jagiellonów czy przepiękny Beskid Żywiecki chowają się przy kolorowej plastikowej zjeżdżalni. I z tym światem, chcąc nie chcąc, trzeba pójść na kompromis.




Niełatwy rodzinny kompromis zaprowadził nas do Bani - gospodarstwa agroturystycznego w niewielkiej wiosce o nazwie Brzeźnik w powiecie węgrowskim na Mazowszu. Nieco ponad 70 km od naszego warszawskiego gniazdka. I miejsce to okazało się celnym strzałem. Co prawda sama wieś niewiele ma do zaproponowania miłośnikom historycznych atrakcji, poza paroma przydrożnymi kapliczkami. Niemniej leży w malowniczej okolicy, nad rzeką, pod lasem. Na dłuższe wakacje może nie, ale na weekend w sam raz. Można się zrelaksować.

Spacer po Brzeźniku:
















Główną bohaterką, dla której wybraliśmy to miejsce, była nasza Córka. Nieprzejednana, uparta i dostająca to, czego chce. I dostała. Okazało się, że gospodarstwo Bania jest niemal doskonałym miejscem na wyjazd z dzieckiem, zwłaszcza małym. Właściciele gospodarstwa, sympatyczne małżeństwo warszawiaków - państwo R., bardzo wyraźnie preferują rodziny z małymi dziećmi, co jest dość rzadko spotykanym zjawiskiem. Robią oni wiele, naprawdę wiele, aby panowała tu rodzinna atmosfera. Pani R. gotuje domowe i zdrowe posiłki. Domowego wyrobu wędliny. Mleko i ser od własnej kozy. Wiejskie jaja. Warzywa z przydomowego ogródka i dobre ciasto z (własnymi oczywiście) gruszkami. W promieniu kilkunastu, jeśli nie więcej, kilometrów - żadnego supermarketu. Państwo R. trochę liczą sobie za owo wyżywienie, ale warto. Na pewno nie jest to pieniądz wyrzucony w błoto. Kiedy Pani R. mówi No, to jeszcze jeden kawałek rybki, bo się zmarnuje - żyć nie umierać. Jakość zakwaterowania również stoi na wysokim poziomie. Ładnie, czysto, ciepło. Gospodyni bez dyskusji napaliła w kominku w chłodny już wrześniowy wieczór.

Bania:



Po sporym terenie gospodarstwa biegają sobie zwierzaki: kury, gęsi, kaczki, koza, owce, psy, kot. Dla dzieciaków atrakcja. Podobnie jak plac zabaw z trampoliną, piaskownicami, zjeżdżalnią, domkiem baby Jagi. W pokoju pluszaki, przed domem hamaki. Nastrojowa jadalnia, zadbany staw. A wszystko dopieszczone do perfekcji. Na pierwszy, i każdy kolejny, rzut oka widać, że państwo R. naprawdę kochają to co robią. Jest tu ciepło, pogodnie i, co nie jest łatwą sztuką, rodzinnie.












Pewnie do Bani wrócimy na jeden z weekendów w przyszłym roku. To miejsce spokojnie mogę polecić rodzinom z dziećmi. Chociaż raczej nie wybierajcie się tam zimą. To definitywnie sezonowe miejsce.

Ponieważ zamieściłem tu dość pochwalny tekst, państwo R. pewnie nie obrażą się, jeśli zamieszczę link do ich strony, na wypadek, gdyby ktoś poszukiwał informacji.










1 komentarz:

  1. Właśnie ujrzałam najpiękniejszy portret kozy:) A poza tym jest sielsko, anielsko i naprawdę bardzo pięknie ...

    OdpowiedzUsuń

Anonimowi komentatorzy, przy 'Komentarz jako' wybierzcie - anonimowy. Dzięki.