Boabeng, 4 sierpnia, niedziela
Koło szóstej (już pewnie taka tradycja) obudziło mnie pianie
koguta. Ale bardzo dobrze, wszak małpy najlepiej obserwować o poranku. Już na
samym wstępie stało się coś, co z miejsca zyskało moją sympatię do tego
miejsca. Na śniadanie (bo przygotowano mi śniadanie) dostałem herbatę. Cóż w
tym nadzwyczajnego? Otóż to, że nie piłem herbaty od wyjazdu z Akry. Poza
herbatą podano mi gumiasty naleśnik, który zjadłem ze smakiem. Kiedy dookoła
braknie innych możliwości zaspokojenia apetytu, i kawałek gumy wydaje się być
najlepszym kawiorem.
Tu mieszkam |
Jeszcze zielone pomarańcze |
Szutrówka koło Boabeng |
Po śniadaniu bardzo sympatyczny starszy człowiek, Edward,
zabrał mnie na spacer zapoznawczy po lesie. Opowiadał bardzo ciekawie.
Przynajmniej tak sądzę, bo niewiele rozumiałem z powodu paskudnego seplenienia
przewodnika. Los nie okazał się dla poczciwca łaskawy i odebrał mu parę
istotnych dla czystej mowy zębów.
Edward |
Z tego, co zrozumiałem – małpy cieszą się czcią we wsiach
Boabeng i Fiema. Nie ma w tym krzty przesady. W obu wsiach żyją rodziny wyznające
fetyszyzm, które uważają żyjące tu małpy za sacrum. Zwierzęta te bowiem pośredniczą
pomiędzy ludźmi a duchami. Absolutnie nikt nie zrobi tu małpie krzywdy. A ta,
kiedy chora, podobno przychodzi do wsi i tam umiera. Wówczas chowa się ją na
małpim cmentarzu w lesie, na którym również chowa się kapłanów-fetyszystów.
Kiedy Edward opowiadał to wszystko, minął nas myśliwy ze strzelbą. Ponieważ wcześniej zapewniano mnie, że poza świętymi ssakami nie ma tu większych zwierząt, pozwoliłem sobie przewodnika dopytać o przeznaczenie tej strzelby. Uzyskałem odpowiedź, że myśliwy wybiera się na zebry albo antylopy, które można znaleźć już jakieś sześć kilometrów stąd. A w porze suchej podchodzą nawet bliżej. Poza tym można też polować na jakieś wielkie szczury i wiewiórki. Mniami.
Kiedy Edward opowiadał to wszystko, minął nas myśliwy ze strzelbą. Ponieważ wcześniej zapewniano mnie, że poza świętymi ssakami nie ma tu większych zwierząt, pozwoliłem sobie przewodnika dopytać o przeznaczenie tej strzelby. Uzyskałem odpowiedź, że myśliwy wybiera się na zebry albo antylopy, które można znaleźć już jakieś sześć kilometrów stąd. A w porze suchej podchodzą nawet bliżej. Poza tym można też polować na jakieś wielkie szczury i wiewiórki. Mniami.
Żelaznym punktem wycieczki po lesie i, jak się okazało, po
wsi, był sklep z miejscowym rękodziełem. Ku mojemu zdumieniu i zniesmaczeniu.
Myślałem, że w tej głuszy mi odpuszczą. A gdzie tam! Musiałem dokładnie sklep
obejrzeć i dopiero wówczas mogliśmy iść dalej. We wsi udało mi się też zdobyć
trochę butelkowanej wody. Na miejscu woda czerpana jest z ziemi. Na wszelki
wypadek lepiej, by podróżny jej nie pił.
Jak każde miejsce i ten las, obok dobrych, ma i swe słabe strony - tu śmieci |
Miłośnik fotografii - koniecznie chciał zdjęcie |
Po drodze napotkaliśmy kanadyjskie badaczki. Były tak zajęte obserwowaniem bogu ducha winnej małpy na gałęzi, że nie odważyłem się powiedzieć nic ponad hello. Gapiły się na to zwierzę, coś tam wpisywały w swoje komputerki, wymieniały spostrzeżenia, bacznie śledziły każdy jej ruch. Małpa musiała mieć niezły ubaw.
Podobnie jak ta, która obrzuciła mnie z gałęzi ponad ścieżką
skórką jakiegoś owoca, właśnie przez nią pożeranego, po czym w reakcji na moje
groźne spojrzenie bekła sobie z pogardą. Wioskowa bogini psia mać.
Las Boabeng jest próbką prawdziwego lasu podrównikowego. Zielona ściana, nie da się przejść. Pewnie dlatego wszyscy tubylcy chodzą tu z maczetami, co nie napawa mnie błogim optymizmem. Niektóre drzewa, rośliny – zapierają dech w piersiach. Zwłaszcza fikusy i hebanowce. Te drugie niejeden przedsiębiorca szybko przerobiłby na biurko czy regał. Meble z hebanu należą do najdroższych. Małpy zwinne, skaczą po gałęziach. Przypomniało mi się miejsce z Gambii o nazwie Abuko. Tam jest rezerwat, w którym można poobserwować między innymi małpy, choć znacznie większe niż tu w Boabeng. Abuko pamiętam stąd jeszcze, że na swoim ramieniu odkryłem w pewnym momencie czarnego włochatego pająka wielkości pięści, podobnego do tych z warszawskiego zoo. Tutaj pająków nie widziałem, są za to wielkie czarne mrówki. W nocy słyszałem też żaby. Generalnie noc w lesie jest obfita w odgłosy natury. Ciężko by zliczyć dźwięki, które zlewają się w jeden głośny harmider. Głośniejszy niż za dnia. Zapewniano mnie, że węża tu nie spotkam. W pewnym momencie myślałem natomiast, że i tu, jak w Abuko, są jakieś większe gatunki małp. Coś się czaiło w zaroślach, krocząc ostrożnie po ziemi. Koniec końców okazało się, że owe wielkie małpy były niczym innym jak kanadyjskimi badaczkami, które za swoją ofiarą wbiegły w gąszcz.
Las Boabeng jest próbką prawdziwego lasu podrównikowego. Zielona ściana, nie da się przejść. Pewnie dlatego wszyscy tubylcy chodzą tu z maczetami, co nie napawa mnie błogim optymizmem. Niektóre drzewa, rośliny – zapierają dech w piersiach. Zwłaszcza fikusy i hebanowce. Te drugie niejeden przedsiębiorca szybko przerobiłby na biurko czy regał. Meble z hebanu należą do najdroższych. Małpy zwinne, skaczą po gałęziach. Przypomniało mi się miejsce z Gambii o nazwie Abuko. Tam jest rezerwat, w którym można poobserwować między innymi małpy, choć znacznie większe niż tu w Boabeng. Abuko pamiętam stąd jeszcze, że na swoim ramieniu odkryłem w pewnym momencie czarnego włochatego pająka wielkości pięści, podobnego do tych z warszawskiego zoo. Tutaj pająków nie widziałem, są za to wielkie czarne mrówki. W nocy słyszałem też żaby. Generalnie noc w lesie jest obfita w odgłosy natury. Ciężko by zliczyć dźwięki, które zlewają się w jeden głośny harmider. Głośniejszy niż za dnia. Zapewniano mnie, że węża tu nie spotkam. W pewnym momencie myślałem natomiast, że i tu, jak w Abuko, są jakieś większe gatunki małp. Coś się czaiło w zaroślach, krocząc ostrożnie po ziemi. Koniec końców okazało się, że owe wielkie małpy były niczym innym jak kanadyjskimi badaczkami, które za swoją ofiarą wbiegły w gąszcz.
Na koniec mojego małpiego dnia dostałem na kolację spaghetti
z rybą (taką samą jak wczoraj). Podejrzewam, że jutro dostałbym z tą rybą
banku, więc pewnie dobrze, że rano wyjeżdżam do Kumasi. Wieczorem, już po
zmroku, kiedy las na dobre pogrążył się w swoich nocnych dźwiękach, wyszedłem
na zewnątrz. Na wstępie przestraszyłem nietoperza, który odpoczywał tuż przy
moich drzwiach. Gwiazdy były piękne. Niestety coś zaczęło mnie gryźć, a
ponieważ dość już jestem pogryziony, wróciłem do środka.
KOLEJNY DZIEŃ - kliknij tu
Na czarne linie na drodze warto uważać - to boleśnie kąsające mrówki |
Termitiera |
KOLEJNY DZIEŃ - kliknij tu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Anonimowi komentatorzy, przy 'Komentarz jako' wybierzcie - anonimowy. Dzięki.