sobota, 13 lipca 2013

Byle przed siebie...

Złote Wybrzeże to fragment wybrzeża Zatoki Gwinejskiej. Nazwa, co nietrudno wydedukować, przypomina o szeroko zakrojonym handlu złotem wydobywanym w interiorze kontynentu afrykańskiego. Przez tutejsze porty wywożono je (i nadal wywozi) do Europy, Ameryki. Niestety nie tylko handel złotem był specjalnością regionu po jego odkryciu przez Portugalczyków, za którymi podążyli przedstawiciele innych żądnych nowych kolonii nacji. Wywożono stąd ogromne liczby czarnych niewolników.A wspominam o Złotym Wybrzeżu, ponieważ będzie ono celem wyjazdu, jaki czeka mnie już za dwa tygodnie.

Dziś otrzymałem z powrotem paszport, w którym pojawiła się wiza do Ghany. Niestety trzeba się o nią starać aż w Berlinie. Jeszcze w maju uzupełniłem szczepienia, które mi wygasły. Skończyło się na dwóch zastrzykach. Dostałem też receptę na Malarone (profilaktyka malaryczna), co mnie bardzo ucieszyło. A to dlatego, że podczas mojego ostatniego wyjazdu do Afryki Zachodniej brałem ohydny Lariam. Tak więc można powiedzieć, że przygotowania do wyjazdu zaawansowane.

Ubezpieczenie zdrowotne kupię kilka dni przed wyjazdem.W dobie internetu nie stanowi to problemu. Bilet lotniczy już jest - z Warszawy przez Frankfurt do Akry. Można było również z Poznania, dokąd miałbym znacznie bliżej z Pojezierza, ale cena była o 800 zł wyższa. Zaoszczędziłem więc 785 zł (15 zł wydam na autokar z Poznania do Warszawy). Za te pieniądze można trochę zdziałać na miejscu.

Zarezerwowałem też pierwsze trzy noclegi - w Akrze. W stolicy Ghany zabawię trochę dłużej, ponieważ będę tam aplikował o wizy do krajów ościennych. Których? Nie wiem. Mam do wyboru Togo, Benin, Burkinę Faso, Wybrzeże Kości Słoniowej. To ostatnie bardzo mnie korci. Zwłaszcza, że najciekawsze miejsca Burkiny Faso znajdują się właśnie przy granicy iworyjskiej, więc trasa fajnie by się zgrała. Ale wszyscy dookoła odradzają taką wyprawę ze względów bezpieczeństwa. A tu w Warszawie żona, dziecko, hipoteka... Trzeba będzie jeszcze pomyśleć. Za kawalera bywało się w różnych dziwnych miejscach (Casamanca, gdzie tliła się rebelia secesjonistów przeciw rządowi w Dakarze; Gwinea-Bissau, gdzie żołnierze rozhasani po buszu pozwolili sobie na żądanie ode mnie papierosów, pod bronią oczywiście; czy nieuznawane przez nikogo Naddniestrze, gdzie rosyjscy rozpijaczeni mundurowi na granicy bez zażenowania zabierają pieniądze turyście, który jest tu równie rzadko spotykany co kulturalny i trzeźwy rosyjski wojskowy w Tyraspolu).
Jest wiele miejsc, które naprawdę warto odwiedzić. Gdybym wyjechał na rok, z pewnością bym się na Złotym Wybrzeżu nie nudził. Niestety mam zaledwie trzy tygodnie. To znacznie utrudnia zadanie, które przede mną czeka - wyłuskać esencję regionu i dotknąć jestestwa miejsca i ludzi go zamieszkujących.

Tymczasem, aby wprowadzić się w nastrój, rozpocząłem dziś lekturę Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd pod redakcją Łukasza Wierzbickiego. Wierzę, że postać podróżnika Kazimierza Nowaka trochę mi teraz potowarzyszy. Książki nie polecę, bo jej jeszcze nie znam, ale mogę śmiało powiedzieć, że polecana jest szeroko.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Anonimowi komentatorzy, przy 'Komentarz jako' wybierzcie - anonimowy. Dzięki.