sobota, 27 lipca 2013

Notatki z drogi - autobus mknie wesoły...

Węzeł A2 Słupca, 0:30




Autobus mknie sobie wesoło wzdłuż A2 w kierunku Warszawy – to byłby dobry początek opowieści o wyprawie na Złote Wybrzeże. Ale nie będzie. Początek opowieści brzmi bowiem tak: wesoło sobie siedzą podróżni na peronach dworca w Lesznie, oczekując na którykolwiek z opóźniających się pociągów w kierunku Poznania. Dodam, że w kierunku Poznania nie odjeżdżał żaden z przewidzianych rozkładem składów. Dlaczego, nie wiem. Może jakiś samobójca na torach? Może ktoś zawinął kawałek kabla gdzieś po drodze? A może po prostu PKP znowu się nie popisało. Nie wiem. Grunt, że pociągów nie było.

Tak tytułem dygresji – na stronie intercity.pl jest opcja śledzenia pociągów. Możecie tam sprawdzić, czy Wasz pociąg nie nabrał czasem opóźnienia. To pozwoli na podjęcie działań, które podjęte odpowiednio szybko pozwolą na uniknięcie katastrofy. Ja, śledząc lawinowo narastające opóźnienie mojego pociągu, pojechałem na dworzec wcześniej licząc, że złapię jeden z opóźnionych wcześniejszych składów. Ale opóźnienia rosły, a składów ani widu ani słychu, niezależnie od przewoźnika. Do Poznania szczęśliwie dotarłem więc transportem samochodowym – zostałem najprościej w świecie podwieziony. Dzięki temu na dworcu Górczyn w Poznaniu pojawiłem się znacznie szybciej aniżeli gdybym podróżował, jak chciałem, pociągiem osobowym Polańczyk (odcinek Leszno-Poznań pokonuje ze średnią prędkością 38 km/h - to część międzynarodowego ciągu transportowego E-59 z Malmoe-Ystad do Wiednia, Budapesztu i Pragi).

Dworzec autobusowy Poznań-Górczyn

A ponieważ na Górczynie pojawiłem się wcześniej, mogłem sobie poobserwować życie tego miejsca w piątek późnym wieczorem. Pijaczki pod Wiaduktem Kosynierów Górczyńskich przylegającym do dworca, grupki wesołych młodocianych piwoszy wracających z imprezy albo podążających na kolejną, grupki nieco mniej wesołych oczekujących na autobus pasażerów umykających cichaczem przed tymi z grupki poprzedniej…  To dworzec służący komunikacji miejskiej i podmiejskiej. Polski Bus postanowił zorganizować tu swój przystanek może dlatego, że taniej niż w centrum, a może dlatego, że znacznie bliżej do A2. A może i to, i to. To nie ma dla mnie znaczenia. Znaczenie ma dla mnie fakt, że jadę sobie klimatyzowanym autokarem do stolicy z biletem za 15 zł, mam do dyspozycji wi-fi (sygnał niestety tak słaby, że właściwie niemal do niczego się nie nadaje, może się poprawi, kiedy współtowarzysze podróży usną), i nie trzymam kciuków za pociąg, który utknął gdzieś w Polsce. Z Polskiego Busa korzystam po raz trzeci i to działa. Kwadrans opóźnienia to dla autokaru dalekobieżnego jadącego aż z Berlina margines błędu statystycznego. Zastanawiam się natomiast, dlaczego nie dostałem herbatki i ciasteczka? Wcześniej były. 

Przeklinam Ministerstwo Transportu, które przez idiotyczne (z naciskiem na ‘idiotyczne’) prawo nie chce przewoźnikowi pozwolić na pośrednie przystanki w miastach niewojewódzkich. Rozumiem, że wówczas kurs nazywałby się ‘pośpieszny’ a nie ‘ekspresowy’ i przewoźnik musiałby stosować zniżki ustawowe, czy coś takiego. Minister Nowak nie lubi, kiedy ludziom jest dobrze. A przecież można by oczekiwać, że wystąpi z inicjatywą zmiany durnego przepisu, w imię polskiego transportu publicznego, wychylając się nieco poza post-sowieckie PKS-y. Jak to mawiał znany kandydat na prezydenta Białegostoku - od tego oni są, od tego są oni. Mam nadzieję, że Polski Bus przetrwa w Polsce dłużej niż Sławomir Nowak na stołku ministra transportu. Czekam też na zmianę prawa, która pozwoli mieszkańcom większych miast niewojewódzkich na korzystanie z usług tego przewoźnika.

Tak oto zaczęła się moja wyprawa do Afryki. Po nowe doświadczenia, nowe przygody, wrażenia. 
Z Warszawy do Frankfurtu, z Frankfurtu do Akry. Zapraszam Czytelnika do lektury kolejnych notatek z podróży. Tymczasem pozdrowienia z A2!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Anonimowi komentatorzy, przy 'Komentarz jako' wybierzcie - anonimowy. Dzięki.