sobota, 17 sierpnia 2013

Koniec hotelowego menu w Tamale

Tamale, 14 sierpnia, środa

Pierwsza, dość skuteczna niestety, pobudka – czwarta rano. Muezzini obwieszczają światu, że Allah jest wielki. Jak by nie mógł być wielki o siódmej czy ósmej. Moim skromnym zdaniem każdy zainteresowany wie, że Allah jest wielki. A jeśli ktoś nie wie, widać nie zainteresowany. To po co mu krzyczeć do ucha? Rozumiem też ludzi w Polsce, którzy toczą z parafiami boje o dzwony wcześnie rano w niedzielę. No przecież kto ma wiedzieć, że będzie msza, ten wie. Żyjemy jakoś razem, szanujmy się.


Mój nowy pokój:

Ślad buta na wysokości jakieś 1,5m

Moskitiera w oknie; wygląda strasznie, ale bardzo potrzebna
Dzień rozpocząłem, jak kodeks podróżnika przykazał, od wycieczki na lokalną stację STC. Bardzo dobrze, że ten przewoźnik tu operuje. Tro-tro są powszechnie dostępne, w miarę szybkie, a ich ceny porównywalne. Niemniej są śmiercią na kółkach. Tak jak ten, który przywiózł mnie do Kumasi z Cape Coast. Facet nie miał sprawnych hamulców, a pędził jak wariat! I to przez pagórki. Kierowcy autobusów też nie są aniołami wśród szoferów. Ale autobus jest większy, silniejszy. Jeśli dojdzie do zderzenia z samochodem osobowym czy vanem, mówiąc brutalnie – mam większe szanse. Przytomnie zawsze odmawiam zajęcia miejsca z przodu, mimo iż takie propozycje się zdarzają.

W kasie STC dowiedziałem się, że dziś wieczór odjeżdża autobus do Akry, ale wszystkie miejsca są już zajęte. Mogę jechać jutro rano do Kumasi. Kumasi nie lubię ze względu na tłok, hałas i smog. Zajmuje kilka godzin wjechanie do miasta, kolejne kilka z niego wyjechanie. No i jeszcze trzeba się jakoś w nim poruszać. Niemniej jednak stacja STC znajduje się bardzo blisko prezbiterian, kilka minut spacerkiem. Nawet dla człowieka z czerwonką (inna nazwa dyzenterii) nie stanowi to jakiegoś specjalnie ambitnego zadania. No więc dobrze – jutro rano jadę do Kumasi. A to oznacza, że jeszcze jedną noc muszę spędzić w Tamale.

Będąc na dworcu zauważyłem coś pięknego – bufet stylizowany na kawiarenkę. Przez mój ograniczony umysł przemknęła myśl, że może mają tu coś co można nazwać śniadaniem? Tak, ehe, mieli. Typowe tradycyjne i pożywne śniadanie  - ryż z kurczakiem. Ale mieli też herbatę Lipton, a moja umiejętność negocjacji i piękne oczy doprowadziły do tego, że pani z kafejki usmażyła mi chudy omlet z cebulką. Takie miałem śniadanie, a co. Wychodząc z dworca zrobiłem jeszcze jedną szaloną rzecz – wszedłem na targ. Musiałem sobie kupić parę koszulek.

Reszta dnia spłynęła mi na odchorowywaniu czerwonki, obserwowaniu życia mieszkańców Tamale i hotelu Al. Hassan. Kiedy wchodziłem do hotelu pod wieczór, spotkałem policjanta. Szukał pokoju. Kiedy znalazł, na korytarzu pojawiła się kobieta, przyszła z zewnątrz. Była przygnębiona, szła powoli, głowa opuszczona. Jak na egzekucję. Zresztą ubrana była na czarno, co tutaj najczęściej oznacza żałobę. Policjant wskazał jej pokój bez słowa. Ona, łamiącym się głosem, zapytała: Mam wejść do tego pokoju?. I oboje zniknęli za drzwiami. Oczywiście od razu pojawiły się bardzo negatywne skojarzenia. Tym bardziej, że policje afrykańskie na co dzień nadużywają, i to znacznie, swojej władzy. Być może miałem do czynienia z tego właśnie przykładem. Oboje weszli do hotelu osobno. Ja byłem jedyną osobą widzącą, jak wchodzą do jednego pokoju. Moja wyobraźnia już podpowiadała mi, że byłem świadkiem niesamowitego skandalu mogącego pogrążyć funkcjonariusza i pewnikiem wpadnie on do mnie w środku nocy z kałachem, aby uciszyć niewygodnego świadka. Na szczęście nie wpadł.

Widziane z mojego okna:

Dwie plotkują i jedna się modli



Na kolację cóż mogłem zjeść… Był ryż z wołowiną, kolejnego wieczora był ryż z kurczakiem, to dziś ryż z… wołowiną. Wyczerpałem menu hotelowej restauracji, tak chwalonej w Rough Guide (tak naprawdę jedzenie donoszą z ulicznej garkuchni). Umówiłem się, że jutro między piątą a wpół do szóstej zostanę zbudzony. I tak zakończył się mój ostatni dzień w Tamale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Anonimowi komentatorzy, przy 'Komentarz jako' wybierzcie - anonimowy. Dzięki.