niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozpłynąć się w Yatongu...

Kumasi, 15 sierpnia

Podczas gdy moi Rodacy nad Wisłą świętują rocznicę wielkiej bitwy, ja toczę własną małą wojnę. Z chorobą. Objawy coraz słabsze, gorączka ustąpiła zupełnie, ale to jeszcze nie to. Jeszcze nie dotarłem do celu. Ale dotrę. Antybiotyk kończy się jutro po południu. Póki co oszczędzam się trochę, staram się nie nadwerężać cierpliwości mojego złośliwego organizmu. Apetyt niestety jeszcze w pełni nie wrócił. Ale wróci. Ja bez apetytu to jak Kumasi bez korków. A właśnie dziś przyjechałem, ponownie, do stolicy dzielnego ludu Ashanti.

Widziane w drodze


Droga z Tamale w zapowiedziach i planach zajęła jakieś pięć godzin. W tak zwanym realu – dziewięć. O tego powodach już za chwilę. Najpierw chciałbym chwilkę poświęcić autobusowi marki, o ile dobrze pamiętam, Yatong. Jak sama nazwa wskazuje, to azjatyckie dzieło, jakich tu wiele. Ale przyznać muszę, i robię to z ciężkim sumieniem, że właśnie tu, w Tamale, miałem niemałą przyjemność zasiąść w najwygodniejszym autokarze na świecie. I to bez żadnej ironii, aluzji czy dowcipu. Ten autobus był tak wygodny jak nigdzie indziej. I dlatego mówię to z ciężkim sumieniem – chciałoby się coś takiego powiedzieć o autobusach w naszym kraju. W autokarze z Tamale do Kumasi zamontowano bardzo duże i szerokie, i bardzo wygodne, fotele. Właściwie można powiedzieć, że były to fotele lotnicze. Nawet spod oparcia można było wyciągnąć składany stoliczek. W tych fotelach ciało podróżnego rozpływało się, przybierało najróżniejsze, najdowolniejsze formy. Te fotele sprawiały, że podróżny czuł się, jak by swoim Yatongiem płynął w przestworzach do samego Szanghaju. Do tego w stanie nieważkości. A wszystko za trzydzieści cedi. Z jednej strony zamontowano po dwa fotele, z drugiej – po jednym. I mi właśnie przytrafiła się taka wygodna ‘jedyneczka’. Byłem więc jednocześnie przy oknie i w przejściu. Pomiędzy fotelami było tak dużo miejsca, że nogi mogły swobodnie i do woli prostować się. Pani dyplomatka, znana nam już z innego autobusu, to by tutaj wywijała… Jak silny kontrast w kraju, w którym na przednim siedzeniu jeździ po dwóch facetów.



Podróż płynęła beztrosko i radośnie. Po drodze kupiłem sobie nawet małą tabliczkę czekolady. A co, raz się żyje. Jedną z większych atrakcji na trasie był most na Czarnej Wolcie. 

Impresje zza okna Yatonga:







Linda prowadzi firmę cateringową. Ma potężnego wspólnika:


Oczywiście we wsi tuż nad rzeką wszyscy sprzedawali ryby. Ciekawi mnie to. Wsie specjalizują się w jednej branży. Jedne to wsie rybackie, inne – wszyscy sadzą palmy i zbierają z nich olej. Jeszcze przytoczę znany nam już przykład „cebulowej wioski” z Burkiny. A przecież, gdyby jeden jedyny gospodarz wpadł na pomysł, żeby sprzedawać coś, czego nikt inny nie sprzedaje, zarobiłby więcej grosza. Jasne, że kosztowałoby nieco wysiłku i pracy zdobyć ten towar, ale też nie musiałby ścigać się do każdego samochodu z piętnastoma sąsiadami sprzedającymi dokładnie to samo. Czarna Afryka cierpi na totalny brak inicjatywy, to widać na każdym kroku. Jak raz zacznie handlować rybą, to już tak zostanie. Jak raz zamieszka w jakiejś budzie – pomieszka w niej do śmierci. Swojej albo budy. Raz spadnie mu jakaś puszka na środek ścieżki – będzie leżała do wielkiego nie wiadomo kiedy. Ci ludzie są w zastraszającym stopniu pogodzeni z losem, przeznaczeniem. Tak bardzo, że nie podejmują żadnych działań by cokolwiek zmienić. Tkwią w bierności. A jak komu uda się zarobić parę groszy, to przeje. Żeby po chwili znowu klepać biedę. To nie tylko moje obserwacje, ale też opinie tubylców, z którymi rozmawiałem. Dlatego tak ciężko ruszyć ten kontynent z miejsca. Wszystko dookoła takie niedokończone. Wszędzie brakuje jakiegoś elementu do pełnego obrazu. Żeby było dobrze. Po co. Jest jak jest. I niech tak już zostanie. Dom bez okna, samochód bez szyby, koszula bez guzika. I siedzą i patrzą tylko czy kto nie kupi od nich ryby. Od nich albo kogokolwiek z ich wioski.

Afrykańska opieszałość dotyczy wielu dziedzin życia, o ile nie dotyczy wszystkich. Tutaj ludzie zawsze mają czas. Kiedy ktoś ci mówi, że przyjdzie za chwilę – będzie za 45 minut. W restauracji nawet na szklankę soku czekasz przynajmniej ten symboliczny kwadrans, lub oczywiście dłużej. A kiedy na drodze z Ouagadougou do Bobo-Dioualsso przewróci się ciężarówka, może sobie tak leżeć do wielkiego nigdy. Kiedy jechałem do Bobo, jak wspominałem w blogu, widziałem przewróconą ciężarówkę. Kiedy wracałem z Bobo – ta sama ciężarówka, widok analogiczny. Zastanawia po ilu dniach taki samochód się usuwa. Zwłaszcza kiedy blokuje najważniejszą drogę w kraju. Nie tylko w Burkinie, w Ghanie również pobocza często usiane są wrakami, no bo jeżdżą jak jeżdżą – prosty ciąg przyczynowo-skutkowy. Niektóre zmasakrowane niesamowicie.

I właśnie wypadek, wyglądający zresztą na dość poważny, był przyczyną ogromnego korka, jaki wytworzył się w jednej z wiosek na drodze do Kumasi. Pech chciał, że do wypadku doszło na wysokości lokalnego targowiska w dzień targowy, kiedy to do straganów podjeżdżały dziesiątki samochodów z ładunkami, ludzie przyjeżdżali taksówkami i tro-tro, które oczywiście też chciały zatrzymać się jak najbliżej. Rozgardiasz nie z tej ziemi. Oczywiście nie można myśleć o policjantach. Oni siedzą na blokadach, gdzie wiodą bajeczne życie. Tymczasem kierowcy, cóż robić, parkują na środku drogi, bo akurat tam znaleźli miejsce, i idą sobie na zakupy albo wyładowują jakieś worki. W korku utknęliśmy na trzy bite godziny. Samochody biorące udział w wypadku wyglądały naprawdę strasznie. Nie wiem czy ktoś zginął, ale rannych na pewno paru było, w zdarzeniu wzięło udział kilka pojazdów. Cieszyłem się, że jadę autobusem.

Dzień targowy w wiosce:






Już późnym popołudniem, choć wyjechaliśmy o siódmej rano, dotarliśmy do Kumasi. Od razu chciałem kupić bilet na jutro do Akry. Nie można. Mam przyjść jutro o ósmej i o dziesiątej będzie autobus. No dobrze. Zatrzymałem się ponownie u prezbiterian. Po drodze kupiłem kolację – ryż z kurczakiem. Z czego kurczaka za wiele z tego ryżu nie wygrzebałem szczerze mówiąc. Marzy mi się wielkopolska gzika (twaróg z cebulką i szczypiorkiem). Mniam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Anonimowi komentatorzy, przy 'Komentarz jako' wybierzcie - anonimowy. Dzięki.