czwartek, 8 sierpnia 2013

Planeta małp

Boabeng, 4 sierpnia, niedziela



Koło szóstej (już pewnie taka tradycja) obudziło mnie pianie koguta. Ale bardzo dobrze, wszak małpy najlepiej obserwować o poranku. Już na samym wstępie stało się coś, co z miejsca zyskało moją sympatię do tego miejsca. Na śniadanie (bo przygotowano mi śniadanie) dostałem herbatę. Cóż w tym nadzwyczajnego? Otóż to, że nie piłem herbaty od wyjazdu z Akry. Poza herbatą podano mi gumiasty naleśnik, który zjadłem ze smakiem. Kiedy dookoła braknie innych możliwości zaspokojenia apetytu, i kawałek gumy wydaje się być najlepszym kawiorem.




Tu mieszkam
Mój apartament
Jeszcze zielone pomarańcze

Szutrówka koło Boabeng
Po śniadaniu bardzo sympatyczny starszy człowiek, Edward, zabrał mnie na spacer zapoznawczy po lesie. Opowiadał bardzo ciekawie. Przynajmniej tak sądzę, bo niewiele rozumiałem z powodu paskudnego seplenienia przewodnika. Los nie okazał się dla poczciwca łaskawy i odebrał mu parę istotnych dla czystej mowy zębów.

Edward











Niebieski motylek



Z tego, co zrozumiałem – małpy cieszą się czcią we wsiach Boabeng i Fiema. Nie ma w tym krzty przesady. W obu wsiach żyją rodziny wyznające fetyszyzm, które uważają żyjące tu małpy za sacrum. Zwierzęta te bowiem pośredniczą pomiędzy ludźmi a duchami. Absolutnie nikt nie zrobi tu małpie krzywdy. A ta, kiedy chora, podobno przychodzi do wsi i tam umiera. Wówczas chowa się ją na małpim cmentarzu w lesie, na którym również chowa się kapłanów-fetyszystów.




Kiedy Edward opowiadał to wszystko, minął nas myśliwy ze strzelbą. Ponieważ wcześniej zapewniano mnie, że poza świętymi ssakami nie ma tu większych zwierząt, pozwoliłem sobie przewodnika dopytać o przeznaczenie tej strzelby. Uzyskałem odpowiedź, że myśliwy wybiera się na zebry albo antylopy, które można znaleźć już jakieś sześć kilometrów stąd. A w porze suchej podchodzą nawet bliżej. Poza tym można też polować na jakieś wielkie szczury i wiewiórki. Mniami.



Żelaznym punktem wycieczki po lesie i, jak się okazało, po wsi, był sklep z miejscowym rękodziełem. Ku mojemu zdumieniu i zniesmaczeniu. Myślałem, że w tej głuszy mi odpuszczą. A gdzie tam! Musiałem dokładnie sklep obejrzeć i dopiero wówczas mogliśmy iść dalej. We wsi udało mi się też zdobyć trochę butelkowanej wody. Na miejscu woda czerpana jest z ziemi. Na wszelki wypadek lepiej, by podróżny jej nie pił.






Jak każde miejsce i ten las, obok dobrych, ma i swe słabe strony - tu śmieci

Miłośnik fotografii - koniecznie chciał zdjęcie

Po drodze napotkaliśmy kanadyjskie badaczki. Były tak zajęte obserwowaniem bogu ducha winnej małpy na gałęzi, że nie odważyłem się powiedzieć nic ponad hello. Gapiły się na to zwierzę, coś tam wpisywały w swoje komputerki, wymieniały spostrzeżenia, bacznie śledziły każdy jej ruch. Małpa musiała mieć niezły ubaw.

Podobnie jak ta, która obrzuciła mnie z gałęzi ponad ścieżką skórką jakiegoś owoca, właśnie przez nią pożeranego, po czym w reakcji na moje groźne spojrzenie bekła sobie z pogardą. Wioskowa bogini psia mać.


Las Boabeng jest próbką prawdziwego lasu podrównikowego. Zielona ściana, nie da się przejść. Pewnie dlatego wszyscy tubylcy chodzą tu z maczetami, co nie napawa mnie błogim optymizmem. Niektóre drzewa, rośliny – zapierają dech w piersiach. Zwłaszcza fikusy i hebanowce. Te drugie niejeden przedsiębiorca szybko przerobiłby na biurko czy regał. Meble z hebanu należą do najdroższych. Małpy zwinne, skaczą po gałęziach. Przypomniało mi się miejsce z Gambii o nazwie Abuko. Tam jest rezerwat, w którym można poobserwować między innymi małpy, choć znacznie większe niż tu w Boabeng. Abuko pamiętam stąd jeszcze, że na swoim ramieniu odkryłem w pewnym momencie czarnego włochatego pająka wielkości pięści, podobnego do tych z warszawskiego zoo. Tutaj pająków nie widziałem, są za to wielkie czarne mrówki. W nocy słyszałem też żaby. Generalnie noc w lesie jest obfita w odgłosy natury. Ciężko by zliczyć dźwięki, które zlewają się w jeden głośny harmider. Głośniejszy niż za dnia. Zapewniano mnie, że węża tu nie spotkam. W pewnym momencie myślałem natomiast, że i tu, jak w Abuko, są jakieś większe gatunki małp. Coś się czaiło w zaroślach, krocząc ostrożnie po ziemi. Koniec końców okazało się, że owe wielkie małpy były niczym innym jak kanadyjskimi badaczkami, które za swoją ofiarą wbiegły w gąszcz.


Na koniec mojego małpiego dnia dostałem na kolację spaghetti z rybą (taką samą jak wczoraj). Podejrzewam, że jutro dostałbym z tą rybą banku, więc pewnie dobrze, że rano wyjeżdżam do Kumasi. Wieczorem, już po zmroku, kiedy las na dobre pogrążył się w swoich nocnych dźwiękach, wyszedłem na zewnątrz. Na wstępie przestraszyłem nietoperza, który odpoczywał tuż przy moich drzwiach. Gwiazdy były piękne. Niestety coś zaczęło mnie gryźć, a ponieważ dość już jestem pogryziony, wróciłem do środka.

Na czarne linie na drodze warto uważać - to boleśnie kąsające mrówki

Termitiera

KOLEJNY DZIEŃ - kliknij tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Anonimowi komentatorzy, przy 'Komentarz jako' wybierzcie - anonimowy. Dzięki.